36 lat temu w Liverpoolu na świat przyszły niemalże jedyne na świecie dziewczynki-sześcioraczki. Należy zauważyć, że przed tym ich matka wielokrotnie próbowała zajść w ciążę, ale za każdym razem jej się nie udawało. Poznajmy wiec historię tych niesamowitych dzieciaków.

Kiedy Janet przyszła na planowane badanie USG, nic nie wróżyło kłopotów. Kobieta zaczeka się martwic wtedy, kiedy zrozumiała, że ta procedura trwa dłużej niż zazwyczaj. Kobieta podniosła wzrok i zobaczyła przerażony wyraz twarzy lekarza, który akurat oglądał obraz na ekranie monitora, i zapytała go, co się stało. Lekarz powiedział, że wszystko niby jest w porządku, ale najwyraźniej ona będzie miała bliźniaki.

Dla Janet i jej męża Grahama była to już 13-ta próba poczęcia dziecka w ciągu ostatnich 5 lat. Przed USG małżonkowie umówiły się, że jeśli tym razem leczenie przyszłej mamy nie przyniesie pożądanego rezultatu, to oni zdecydują się na adopcję.

Początkowo Janet ucieszyła się z wiadomości o bliźniakach, ale potem zaczęła się martwić. Wszystko przez to, że lekarz najpierw zawołał jednego kolegę, potem drugiego. Do sali weszli różni specjaliści, którzy długo o czymś dyskutowali między sobą. W końcu przyszła mama straciła cierpliwość i zapytała, co się dzieje. Powiedziano jej, że będzie miała 6 dzieci.

Popularne wiadomości teraz

"Widzę jakieś papiery w koszu. Serce podpowiadało mi, że mój mąż nie jest w podróży służbowej. Podwinęłam rękawy i sięgnęłam do wiadra"

"Nie ufaj Lisie, to zła osoba. Znam ją od 20 lat". To nie powstrzymuje jej przed korzystaniem z usług twojego męża

"Czułam się zbyt stara i zbyt zmęczona, by mieć kolejne dziecko, ale Adam zrobił wszystko, co w jego mocy, by zmienić moje zdanie"

"Mieliśmy wesele. Daliśmy tej parze mieszkanie, które oszczędzaliśmy dla naszej córki. Urządziliśmy je": co jeszcze możemy zrobić

Szansa na normalną ciążę w takiej sytuacji wynosi 1 na 104 miliardów. Dlatego było dość oczywiste to, że przez całą ciążę Janet i jej dzieci będą narażeni na duże ryzyko. Nie było żadnej gwarancji, że wszystko pójdzie dobrze. Od tego momentu minęło już ponad 36 lat, ale kobieta za każdym razem zaczyna się martwic, opowiadając swoją historię.

Ponadto ona przyznaje się, że teraz ona się martwi, ale wtedy dość spokojnie przyjęła ta wiadomość. Z jakiegoś powodu kobieta od razu była pewna, że z dziećmi wszystko będzie dobrze.

W dniu, w którym Janet przyszła na USG, ona była w 8 tygodniu ciąży. Wkrótce ona trafiła do szpitala, gdzie przebywała aż do porodu. Nie jest żadną tajemnicą, że narodziny sześciorga dzieci naraz jest bardzo trudnym wyzwaniem. I to nie tylko dla matki, lecz także dla lekarzy, którzy prawie nigdy nie spotykają się z takimi zjawiskami. Personel placówki medycznej, w której przebywała kobieta, w ogóle nie miał pojęcia, co robić w takich sytuacjach. Janet wspomina:

„Wysłano mnie na oddział ginekologiczny, bo tylko tam jeszcze były wolne miejsca. Jeśli chodzi o moje zdrowie, to wszystko było w porządku. Wtedy my akurat wróciliśmy z wakacji, dobrze się tam opaliłam. Natomiast trafiłam do towarzystwa kobiet w dojrzałym wieku, które miały przejść operację usunięcia macicy”.

23 tydzień ciąży był pierwszym ważnym etapem rozwoju płodów. Lekarze doszli do wniosku, że jeśli z pacjentką na tym etapie wszystko będzie w porządku, to dzieci na pewno przeżyją. Kiedy nadszedł ten termin, Janet poczuła, jak dzieci kopią ją w brzuch. To było wspaniałe uczucie.

„Wszyscy pracownicy szpitala byli bardzo zmartwieni cala tą sytuacją. Myślę, że niektórzy specjaliści myśleli, że nie wrócę do domu z sześciorgiem dzieci”- mówi kobieta.

Wreszcie nadszedł dzień, kiedy trzeba było wykonać cesarskie cięcie. Przyszła mama była absolutnie spokojna. Natomiast personel szpitala był na odwrót bardzo zestresowany. Wszystkie zabiegi chirurgiczne zostały odwołane, oddział położniczy tego dnia w ogóle został zamknięty.

Każde dziecko było pod opieką kilkuosobowego zespołu lekarzy. Wyznaczono również grupę lekarzy dla przyszłej mamy. Kobieta rodziła w znieczuleniu ogólnym. Gdy tylko ona odzyskała przytomność, zapytała: „Czy z dziećmi wszystko jest w porządku?”

Na szczęście wszystkie dzieciaki przeżyły. Wszystkie to znaczy sześć dziewczynek o wadze od 1 do 1,6 kilograma. Po kilku dniach stan dzieci był bardzo dobry, więc można było powiedzieć, że nic już nie zagrażało ich życiu.

Pisząc o nich wtedy w gazetach, dziennikarze dla wygody używali nie imion, a cos w stylu „dziecko numer jeden” do „dziecko numer sześć”. Nawiasem mówiąc, lekarze wtedy powiedzieli, że dziecko numer dwa budzi pewien niepokój. Rodzice nadal żartują, że druga z ich córeczek nadal sprawia niektórym osobom pewne niedogodności.

Imię „dziecka numer dwa” to Lucy. Obecnie Lucy pracuje w liniach lotniczych. Pierwsze dziecko ma na imię Hannah, ona jest nauczycielką w szkole podstawowej. Mieszka z rodzicami. Trzecia, Ruth, pracuje teraz sekretarzem. Czwarta ma na imię Sarah, jest pracownikiem centrum medycznego. Piąta – Kate – pracuje w ds.rekrutacji. Szósta dziewczynka, Jenny, prowadzi swój sklep ze słodyczami. Nawiasem mówiąc, akurat czwarta córka jako pierwsza z nich urodziła dziecko. Również dziewczynkę, której ona dała imie Georgie.

Janet wspomina:

„Gdy dzieciaki się urodziły, nie miałam pojęcia, co z nimi zrobić. Nie było czasu na przygotowania, bo cały czas byłam w szpitalu. Jej nie pozwalali nawet chodzić do szkoły przyszłych matek”.

Przez pierwsze kilka lat młodzi rodzice spali dosłownie 2 godziny dziennie. Ich życie było zamkniętym cyklem pieluch, buteleczek oraz płaczu dzieciaków. Według przybliżonych szacunków rocznie oni zużywali około 11 tys. pieluch.

Graham, który pracował jako artysta i dekorator, musiał pójść na urlop macierzyński wraz z żoną, ponieważ ona nie mogła sobie poradzić. Także rodzinie pomagały pielęgniarki zapewniane przez władze lokalne.

Powoli para nauczyła się radzić sobie z dziećmi. Wychodząc na spacery, oni wkładali je do podwójnych wózków i nosidełek. Czasami dołączali do nich także ich przyjaciele, którym oni dawali zapasowy podwójny wózek.

Wielodzietna matka przyznaje się:

„Nie wiem, jak to zrobiliśmy. Przez cały ten czas niby byłam we mgle. Nie mogłam myśleć o czymś innym ani analizować swoich działań, po prostu musiałam poradzić sobie z dziećmi. Nie sposób było nawet zrozumieć, gdzie się myliłam. Jednak na pewno niczego nie żałuję. Chyba że czasami jest mi smutno, że nie mogłam spędzać wystarczająco dużo czasu z każdym swoim dzieckiem”.

Teraz wszystkie siostry oprócz Hannah mieszkają blisko swoich rodziców oraz często je odwiedzają. Dziewczynki mówią, że podziwiają swoją matkę, bo dopiero gdy dorosły, zdały sobie sprawę z tego, ile wysiłku matka włożyła w ich wychowanie.