Elena Fredyuk, szczęśliwa matka dwóch synów i kochająca małżonka.

Czy można przygotować się do roli rodziców? Teoretycznie i moralnie – jak najbardziej! Należy pamiętać, że ktoś z góry ma swoje własne plany... Zawsze chciałam zostać mamą. Myślałam, że to jest najlepszy zawód. Kiedy byłam na czwartym roku studiów, u mojego brata urodziła się córka. Bardzo chciałam pomóc młodym rodzicom i natknęłam się na elektroniczną wersję jeszcze niezbyt popularnej wtedy książki Komarowskiego „Zdrowie dziecka i zdrowy rozsądek jego krewnych”. Wydrukowałam tę książkę, przestudiowałem i poleciłem mojemu bratu i jego żonie, aby ją koniecznie przeczytali. Pamiętam, że byłam pod wrażeniem od tego, jak wszystko jest proste i naturalne! Zaczęłam oglądać program telewizyjny „Rodzina od A do Z” i znajdować odpowiedzi na wszystkie moje pytania związane z dzieckiem, w taki sposób zdobywając nowa wiedze na ten temat. Zostałam zwolenniczką koncepcji naturalnego porodu Michela Audena, a książka Komarowskiego dała mi odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące opieki nad dzieckiem. Kiedy ja i mój mąż postanowiliśmy zostać rodzicami, już wiele wiedziałam o porodzie i wychowaniu dziecka, wiec nie martwiłam się z tego powodu. Zdecydowaliśmy, że będę rodzic w Regionalnym Centrum Perinatalnym w Żytomierzu. Wybierając szpital położniczy, mieliśmy kilka ważnych kryteriów: naturalny poród, pierwsze karmienie piersią, stały pobyt dziecka z matką w oddzielnym pokoju szpitalnym i karmienie wyłącznie piersią. Główny lekarz szpitala położniczego robił wszystko, żeby przekonać mojego męża do udziału w porodzie partnerskim i powiedział: „Oczywiście może Pan nie brać udziału w porodzie, może to zrobić za Pana sąsiad”. Mój kochany wziął sobie do serca słowa lekarza i się zgodził. Nie mieliśmy żadnych umów z lekarzem i postanowiliśmy po prostu przyjechać do szpitala, kiedy zaczną się skurcze. Aby przygotować się do porodu partnerskiego, razem ukończyliśmy kurs dla przyszłych rodziców. Byłam spokojna, ponieważ byłam pewna, że mąż ma wystarczającą wiedzę o porodzie, i będzie mógł trzeźwo ocenić sytuację, okazać mi wsparcie i udzielić niezbędnej pomocy. Nasz starszy syn postanowił urodzić się 2 tygodnie przed terminem. Nie od razu poczułam skurcze, ale przerwa między nimi wynosiła już około 10-15 minut. Najwyraźniej ja po prostu nie poczułam pierwsze skurcze porodowe. Gdy tylko wody płodowe zaczęły odchodzić, przerwy stały się jeszcze krótsze, około 5-7 minut. Wskoczyliśmy do samochodu i popędziliśmy do Żytomierza. Wiedza zdobyta na kursach pomogła mi przyjąć właściwą pozycję i oddychać tak, aby nie urodzić prosto w samochodzie. Powiem szczerze, teraz ja bym już nie pojechała tak daleko podczas porodu. Wtedy mój wewnętrzny głos mi mówił, że wszystko będzie dobrze i że zdążymy dojechać do szpitala, i tak się stało. Dyżurny zespół ratownictwa medycznego przyjął nas, a 15 minut później urodził się nasz syn. Mój mąż cały czas był obok mnie! Dla nas z maluchem jego wsparcie było bardzo ważne!

Pani Doktor, czyli Mankovskaya Inna Nikolaevna, okazała się profesjonalistą z iskrzącym humorem i szczerą miłością do swojej pracy! Już myśleliśmy wtedy o drugim dziecku, wiec Pani Doktor ostrzegła nas, że drugi maluch może pojawi się na świat jeszcze szybciej, w ciągu około 40-50 minut. Za drugim razem nie mieliśmy żadnych wątpliwości co do tego, czy będzie mąż brać udział w porodzie partnerskim, to było oczywiste. Siergiej był przygotowany na to, żeby przejść ze mną przez wszystkie fazy porodu. Bardzo chciałam rodzic drugi raz z tym samym lekarzem, co i pierwszy raz. Natomiast tym razem nie chcieliśmy jechać tak daleko. Byliśmy bardzo szczęśliwi, kiedy dowiedzieliśmy się, że Inna Nikołajewna pracuje teraz w prywatnym szpitalu, który jest znacznie bliżej Kijowa! Spotkaliśmy się z lekarzem i omówiliśmy najważniejsze kwestie. Mój mąż i ja chcieliśmy, żebym ja była w szpitalu jeszcze 2 tygodnie przed terminem. Lekarze ostrzegali nas, że mogę bardzo szybko urodzić, więc nie chcieliśmy, aby nasze dziecko przyszło na świat w samochodzie.

Popularne wiadomości teraz

"Pobraliśmy się, gdy byłam już w siódmym miesiącu ciąży. Świętowaliśmy skromnie, tylko z najbliższymi. Po ślubie nie mieliśmy dokąd pójść"

"Moja synowa zrujnowała moje urodziny swoją obecnością. Gdzie był umysł mojego syna, kiedy się z nią żenił"

"Nie usiądę przy jednym stole z moją teściową, jest wyraźnie nie na miejscu: myśli tylko o sobie"

"Muszę pomagać mojej matce, ona żyje o chlebie i wodzie. A moja żona uważa, że starsi ludzie potrzebują dużo do szczęścia"

Co więcej, w ostatnim miesiącu ciąży dziecko nadal leżało do góry nogami i mimo wszystkie moje prośby, odwróconą postawę, pływanie w basenie, nie chciało się przewracać. Wiedziałam, że aby uniknąć obrażeń porodowych, kobiety mające prezentacje płodu w miednicy, często poddawane są cięciu cesarskiemu, (spodziewaliśmy się chłopca, a to kolejny wskaźnik dla cesarskiego cięcia), ale i tak bardzo chciałam urodzić dziecko sama! Wiec przygotowywaliśmy się do naturalnego porodu, a lekarz mówił nam, że tym razem karetka na pewno zdąży dowieść nas do szpitala. Prawdopodobieństwo szybkiego porodu było bardzo wysokie, wiec rozważaliśmy różne opcje z moim małżonkiem, ale nawet przykład naszej sąsiadki, która 2 miesiące temu ze względu na prezentacje płodu w miednicy urodziła dziecko przez cesarskie cięcie, nie wpłynął na nasze pozytywne nastawienie. Ostatnie badania ultrasonograficzne wykazały, że nasze dziecko jest zdrowe. Dlatego wciąż mieliśmy nadzieję na naturalny poród. I tym razem dokładnie 2 tygodnie przed terminem dziecko postanowiło się urodzić! Właśnie przyszliśmy z teatru z naszym starszym synem, położyliśmy go do łóżka i omówiliśmy z mężem wszystko, co się wydarzyło z nami tego dnia. Wszystko działo się, jak i ostatnim razem, tylko jeszcze szybciej. Na początku czułam ból w dolnej części pleców, a po 20 minutach zaczęły się dość aktywne skurcze. Kiedy skontaktowaliśmy się z Inną Nikołajewną, skurcze stały się częstsze – co 3-5 minut. Zadzwoniliśmy po karetkę, ale póki ona była w drodze, ja poczułam silne uczucie parcia i tez zaczęłam przeć. U lekarza nie było innego wyjścia jak dawać nam instrukcje przez telefon, ustawiony na tryb głośnomówiący. Później dowiedzieliśmy się, że taksówkarz, który wiózł lekarza do nas, dosłownie „rodził razem z nami”. Trudno mi nawet wyobrazić, jak się czuł wtedy mój mąż.

Później mąż powiedział, że nie miał innego wyjścia, jak BYĆ OBOK MNIE. Płynęliśmy z prądem. Słuchałam mojego ciała i instynktów, a mąż – swoich, i, oczywiście, lekarza. Staraliśmy się maksymalnie panować nad sytuacją. Wtedy zrozumiałam, że powinnam dać z siebie wszystko. Nie czułam bólu, wręcz przeciwnie, w pewnym momencie poczułam przypływ siły i robiłam wszystko, żeby samej urodzić dziecko. Wszystko się udało! Synek urodził się z łożyskiem i niewielką ilością płynu owodniowego. Od razu przetknęliśmy łożysko i zaczęliśmy pocierać maleńkie ciało – noworodek zaczął po cichu stękać. Mój mąż za radą lekarza delikatnie klepnął dziecko w pupę i w końcu usłyszeliśmy pierwszy krzyk naszego malucha.

Karetka przyjechała, kiedy już trzymałam dziecko w ramionach. Nasz starszy syn nadal spokojnie spał w swoim łóżku i tylko trójkolorowa kotka Murka w ciągu całego procesu próbowała trafić do naszego pokoju. Z lekarzem spotkaliśmy się już w szpitalu, kiedy było nas już trzech. Możemy wymienić wiele powodów szczęśliwego zakończenia tej historii, ale możemy też śmiało powiedzieć, że znaczącym wkładem w ten Happy End było nasze wspólne pozytywne podejście!

Oto nasze rekomendacje dla par, które czekają na bociana:

• być obok swojego partnera, zarówno moralnie, jak i fizycznie;

• przeczytać artykuły na temat porodu lub ukończyć kurs dla młodych rodziców;

• przygotować listę pytań i zapytać swojego lekarza o wszystko, co Was interesuje (jeśli nie ufacie mu, to po prostu zmieńcie go!);

• słuchać siebie i swojego dziecka, a także rozmawiać z nim;

• wierzyć w siłę natury;

• uwierzyć w siebie i swoja własną sile.