W niektórych społeczeństwach temat aborcji jest po prostu tematem tabu, natomiast w innych on ciągle jest pod ostrzałem mediów, rządu i ruchów społecznych. W niektórych krajach aborcja jest nie tylko społecznym tabu, ale także całkowicie zakazana. Historie tych czterech kobiet pokazują, że czasami nie da sie wziąc pod uwagę wszystkich czynników i że wybór kobiety nie zawsze powinien zależeć od jakichś przepisów.

Erin, 30 lat, kierownik ds.sprzedaży, matka i żona

10 lat temu Erin była przestraszoną studentką, która została zgwałcona na jednej z imprez i zaszła w ciążę. Nawet po tylu latach Erin wciąż niezbyt chętnie opowiada o gwałcie, a myśli o aborcji nie opuszczają mnie ani na chwile.

Photo by João Paulo de Souza Oliveira on Unsplash

Zgwałcenie

Pewnego razu jeden z moich znajomych zorganizował imprezę u siebie w domu, nas było pięć dziewczyn i sześciu lub siedmiu chłopaków. Kilku chłopaków znaliśmy, natomiast niektórych z nich widzieliśmy po raz pierwszy. Jeden z nich był zapaśnikiem. Rozmawialiśmy z nim i całkiem dobrze się bawiliśmy. Pamiętam, że wypiłam jedną porcję rumu z cola i koniec – resztę wieczoru prawie nie pamiętam. Poszliśmy z tym facetem do baru, a nawet usiadłam w takim stanie za kierownicę, co jest samo w sobie okropne. Tego, co było potem, ja prawie nie pamiętam – pamiętam tylko, jak spadłam z dachu garażu i złamała sobie nos i żebra. Udało mi się przypomnieć sobie, że z jakiegoś powodu byłam na tym dachu, przede mną była twarz tego gościa, a potem chop i leże na ziemi. Nie pamiętałam, jak i dlaczego upadłam. Wypiłam jednego drinka i prawie zemdlałam. Koleżanka, która mnie znalazła, powiedziała, że nie miałam na sobie spodni, a moja bluzka była podarta. Na moich rękach i nogach były siniaki, ale nie byłam pewna, czy ten gościu mnie uderzył, czy też były one wynikiem padnięcia. Moja przyjaciółka była pielęgniarką i zabrała mnie do szpitala — nie wiedzieliśmy, co się tak naprawdę stało, więc udałam do ginekologa. Lekarz potwierdził, że zostałam zgwałcona. Nie chciałam nawet o tym myśleć. Miałam dość już po padnięciu z dachu. Nie mogłam nawet znieść myśli o tym, że ten facet włożył mi coś do drinka, przez co nawet nie pamiętam, czy zgodziłam się na seks.

Ciąża

Wtedy nie miałam chłopaka i nie uprawiałam seksu, wiec miałam regularny okres, natomiast w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że okres się spóźnia – wtedy całe moje życie stanęło w miejscu. Kupiłam test ciążowy. Test pokazał, że nie jestem w ciąży. Pomyślałam: „Dzięki Bogu!”. Minęło jeszcze kilka dni, a ja nadal nie miałam okresu. Kupiłam kolejny test. Tym razem wynik był pozytywny. Od razu zapisałam się do ginekologa, który postawił mnie przed wyborem: urodzić, urodzić i porzucić dziecko lub przerwać ciążę. Miałam kilka dni na przemyślenie. W mojej głowie to dziecko było wynikiem gwałtu, wiec wiedziałam na pewno, że nie będę w stanie codziennie widzieć go i ponownie doświadczać te emocje. Wiedziałam też, że winy tego dziecka w tym, że ta 15-minutowa przyjemność tego faceta zmieniła całe moje życie, tez nie ma. Jednak nie byłam pewna, czy mogłabym wynosić, urodzić i w końcu po prostu oddać komuś swoje dziecko. Na pewno nie było mnie wtedy stać na utrzymanie dziecka, ponieważ miałam długi za studia. Trzy dni później zadzwoniłam do szpitala i powiedziałam swoja decyzje.

Popularne wiadomości teraz

"Jesteś bezwartościową babcią, myślisz tylko o dziecku córki, a Maciej i ja jesteśmy dla ciebie obcy": synowa poskarżyła się na teściową

Gdy tylko Anna i jej mąż wrócili do domu z ogrodu, jej siostra stanęła na progu: "Myślicie tylko o sobie, a powinniście myśleć o dzieciach"

"Nigdy nie zabierzesz mi moich dzieci i nie będziesz czerpać z nich korzyści. Wystarczy ci emerytury": krzyknął syn

W następny weekend Andrzej pojechał na wieś, aby pomóc babci. Marta wiedziała, że postępuje słusznie

Aborcja

Kiedy przyjechałam do szpitala, było tam wiele kobiet. To był bardzo ważny moment dla mnie, ponieważ zdałam sobie sprawę, że nie tylko ja przechodzę przez tak trudny okres w życiu, więc dam radę. W pewnym momencie wydawało mi się, że w jeden moment stałam się starsza o dziesięć lat. Tydzień później przyjechałam na aborcję. To było straszne. Dali mi znieczulenie miejscowe. Powiedziano mi, że nic nie poczuję, ale poczułam wszystko. Jedna z pielęgniarek trzymała mnie za rękę, a ja płakałam przez te 20 minut, gdy trwała operacja. Wydawały mi się wiecznością. Nie mogłam uwierzyć w to, że to się dzieje ze mną. Potem siedziałam na oddziale z innymi kobietami. Lekarze mówili, że będzie krwawienie, że będzie jak po porodzie...tylko bez dziecka.

Życie po aborcji

Wyszłam ze szpitala, na parkingu czekała na mnie koleżanka. Staliśmy, obejmując się nawzajem, przez dość długi czas. Tydzień później doszłam do siebie, wszystko było w porządku. W porządku, ale nie do końca. Wydawało mi się, że moje życie się skończyło, że muszę jakoś zacząć wszystko od nowa. Porzuciłam studia, wróciłam do domu, zaczęłam pracować, a potem jednak znowu wróciłam na studia. Dyplom otrzymałam trzy lata później, niż gdyby ten przypadek nie wydarzył się w moim życiu, ale ja naprawdę musiałam przeczekać ten czas w domu. Mówię „przypadek”, a nie „gwałt”, ponieważ nadal nie mogę zaakceptować tego. Z tym facetem rozmawiałam tylko raz, zaraz po operacji, powiedziałam mu, że jestem w ciąży, nie uwierzył mi, nazwał mnie dziwką. Ostrzegłam, żeby nie mówił do mnie w ten sposób, przecież mogłam pójść na policje i zrujnować jego życie tak samo, jak on zrujnował moje. Powiedziałam, że nic z tego oczywiście nie zrobię. Powiedziałam również, że właśnie dokonałam aborcji i że nigdy nie myślałam, że będę musiała przez cos takiego przejść i że to tylko jego wina. I skończyłam rozmowę. Nawet teraz, każdego dnia wracam do myśli o tamtej nocy i aborcji. Nigdy nie żałowałam tego, co zrobiłam, ale czasami widzę 9-10-letnie dziecko i myślę: „A co by było, gdyby…” Kiedy dowiedziałam się, że czekam na dziecko od swojego męża, potraktowałam to jako drugą szansę. To była zupełnie inna sytuacja: wiedziałam, że będę mogla dzielić się radością rodzicielstwa z ukochaną osobą. Mieszkaliśmy obok Ośrodka Planowania Rodziny, kiedyś zobaczyłam tam tak zwanych antyaborcystow. Prawie wszyscy z nich byli starszymi mężczyznami. Chciałam krzyknąć: „Nie macie macicy, więc nie macie prawa nikogo oceniać!”. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co by się stało, gdybym nie miała wtedy możliwości samodzielnie podjąć decyzji dotyczącej własnego ciała.

Britany, 28 lat, zajmuje się marketingiem i komunikacją.

Ta dziewczyna miała dwie aborcje, jedną, gdy nie miała jeszcze nawet 20 lat, drugą – kilka lat później. Za pierwszym razem zaszła w ciążę, ponieważ polegała na metodzie przerywanego stosunku, a za drugim – przez to, że pigułka antykoncepcyjna po prostu nie zadziałała. Britany mieszka w Kalifornii i zajmuje się marketingiem i komunikacją. Mówi, że w obu sytuacjach była absolutnie pewna, że jej wybór jest słuszny. Za każdym razem czuła ulgę, a nie żal i gorycz, jak to tradycyjnie reprezentuje nasza kultura.

Photo by Jayson Hinrichsen on Unsplash

Prawo wyboru

Wychowałam się w rodzinie religijnej, ale nigdy nie mogłam zaakceptować jej zasad. Kiedy byłam nastolatką, tak naprawdę nie miałam z kim porozmawiać o antykoncepcji. Wiec jakoś na studiach, kiedy miałam 19 lat, miałam chłopaka i pewnego razu... przerwałam stosunek. Absolutnie nie byłam gotowa zostać mamą, a zostawiać dziecka w szpitalu – tym bardziej, więc zdecydowałam się na aborcję. Byłam w 5 tygodniu ciąży. Natychmiast zadzwoniłam do Centrum Planowania Rodziny w Nashville.

Aborcja

Do szpitala mnie przywiozła przyjaciółka, ponieważ mój chłopak miał być obecny na jakiejś uroczystości rodzinnej. Byłam trochę zła na niego, lecz starałam się go zrozumieć, ponieważ postanowiliśmy zachować wszystko w tajemnicy przed naszymi rodzinami. Wszyscy w szpitalu byli bardzo uprzejmi. Miałam aborcję medyczną. Wzięłam tabletkę. Potem dali mi do domu kolejną pigułkę i wypisali lek przeciwbólowy. Pojechałam do domu moich przyjaciół. To był bardzo bolesny okres, myślałam, że będzie więcej krwi. Wyszło ze mnie kilka skrzepów krwi. Byłam zmartwiona, cierpiałam, ale czułam się całkiem dobrze. Myślałam, że przytłoczą mnie emocje, ale poczułam tylko ulgę. Po tym incydencie zaczęłam brać tabletki antykoncepcyjne. Regularnie brałam te tabletki i mimo to znowu zaszłam w ciążę. Zawsze miałam regularne miesiączki, więc od razu wiedziałam, że jestem w ciąży – znowu na 5 tygodniu. Miałam nawet uczucie deja vu. Od razu zdecydowałam się na aborcję, bo jeszcze byłam na studiach, nadal nie byłam w stanie ani utrzymać dziecka, ani nawet pomyśleć o tym, żeby oddać go do adopcji. Ponadto, za pierwszym razem wszystko poszło całkiem bezpiecznie. Więc przeszłam ponownie przez tę samą procedurę i, szczerze mówiąc, nie mam żadnych specjalnych wspomnień. Nie chcę powiedzieć, że się nie martwiłam, bo tak nie bylo. Natomiast to nie był dramat, który zostawił ślad na cale moje życie. Tym razem do tej samej kliniki przywiózł mnie mój chłopak, ten sam, przez którego zaszłam w ciążę poprzedniego razu, i ten sam, który wkrótce został moim mężem. Pojechaliśmy do domu. I znowu czułam się tak, jakby miałam bardzo bolesny okres.

Życie po aborcji

Nie mogę pogodzić się z tym, że antyaborcjoniści mają rację, twierdząc, że aborcja jest stosowana wyłącznie przez nieodpowiedzialne kobiety jako środek antykoncepcyjny. Opowiem śmieszny przykład: uwielbiam słodycze, regularnie myję zęby, ale mimo to nadal mogę mieć próchnicę. Nie mówię: „Och, to wyłącznie moja wina! Muszę przestać jeść słodycze i wcale nie muszę iść do dentysty”. Ponadto, zdaje sobie sprawę, że gdybym nie miała dwóch aborcji, miałabym dwoje dzieci i kochałabym je najwięcej na świecie. Aborcja to wybór. Nie jest dla wszystkich, ale był odpowiedni dla mnie na ten moment. Teraz mój mąż i ja mamy bardziej stabilną sytuację finansową, ale nadal będę rozważać możliwość aborcji, jeśli zajdę w ciążę. Rozumiem, że miałam szczęście, że w ogóle miałam wybór, przyjaciół i faceta, który wspierał mnie w trudnych chwilach. W pewnym momencie pomyślałam, że skoro czuje ulgę, to jestem okropnym człowiekiem, ale teraz wcale tak nie myślę.

Dr Julie Bindeman, 38 lat, mama i psycholog

Julie jest aktywną orędowniczką praw reprodukcyjnych kobiet, w tym tez walki z zakazem aborcji po 20 tygodniu ciąży. Julie zrobiła obie aborcje w drugim trymestrze.

Photo by Brooke Cagle on Unsplash

Idealny początek niedoskonałej historii

Prawie dziewięć lat temu u nas z mężem urodziło się pierwsze dziecko. Wydawało nam się, że wszystko idzie idealnie, więc planowaliśmy mieć więcej niż jedno dziecko. Kiedy nasz syn miał dwa lata, znowu zaszłam w ciążę. Jednak poroniłam to dziecko. Później ponownie zaszłam w ciążę, tym razem ciąża była dość trudna, więc musiałam położyć się do szpitala. Kiedy zaczął się drugi trymestr, odetchnęliśmy z ulgą: tak, nam się udało, udało się!

Na badaniu USG powiedziano nam, że u nas będzie chłopczyk. Pamiętam, że byłam trochę rozczarowana, bo mieliśmy już syna, a ja bardzo chciałam mieć córkę. Siedzieliśmy akurat z mężem i wybieraliśmy imię dla dziecka, kiedy wszedł do pokoju mój lekarz i powiedział tylko jedno zdanie: „Przykro mi”. Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc, co się dzieje. Badanie USG wykazało, że nasz syn ma problemy z mózgiem. Lekarz powiedział, że muszą zrobić dodatkowe analizy tego samego dnia. Rozpłakałam się. Spotkaliśmy się z genetykiem – okazało się, że nasze dziecko ma hydrocefalię, którą czasami nazywają również wodogłowiem. Umówiliśmy się na wizytę u neurochirurgów dziecięcych oraz na MRI. Przez cały weekend (to było Święto Dziękczynienia) nie mogliśmy podjąć z mężem decyzje – czy usuwać ciążę, czy nie. Uznaliśmy, że głównym kryterium przy podejmowaniu decyzji będzie to, jak dobre może być życie naszego dziecka. Jeśli będzie miał możliwości interakcji z otaczającym go światem, choćby ograniczone, będziemy kontynuować ciążę. Poza tym moja przyrodnia siostra ma wodogłowie, więc wiedzieliśmy, z czym będziemy musieli sobie radzić. Staraliśmy się nie myśleć o innym wyniku. Zrobiliśmy rezonans magnetyczny, wszyscy specjaliści opisali nam ten sam scenariusz: nasz syn nigdy nie będzie w stanie chodzić, nigdy nie będzie mówić, nie będzie nawet mógł żuć – będzie niczym muszelka. Zdecydowaliśmy się na aborcję. Było wiele łez, ale zdaliśmy sobie sprawę, że inny scenariusz jest nie dla nas.

Aborcja

Po Święcie Dziękczynienia lekarze przeprowadzili kolejne badanie. Dostałam lek wywołujący aborcję. Powiedzieli, że cała procedura zajmie około jednego dnia. Poprosiłam o środki przeciwbólowe. Efektem ubocznym była biegunka. O północy zapytałam męża: „Co tu tak śmierdzi?” Odpowiedział mi: „Tak, to ty”. Natomiast ja w ogóle nie czułam swojego ciała poniżej talii, więc nie mogłam nawet po sobie posprzątać. To było upokarzające. Trochę później przyszła do mnie inna pielęgniarka – było dość oczywiste, że ona absolutnie nie zgadza się z moim wyborem. Nie powiedziała mi wprost nic takiego, ale wszystko było i tak jasne. O czwartej nad ranem przyszedł do mnie lekarz – zaczęłam rodzić. Zaproponowano mi potrzymać dziecko na rekach. Natomiast mój mąż i ja z góry umówiliśmy się, że nie będziemy brać dziecka na ręce, jak również wymyślać dla niego imienia. Pamiętam, jak odwróciłam się i zaczęłam ryczeć, a mój mąż trzymał mnie za rękę.

Ze względu na to, że łożysko nie wyszło, lekarz powiedział, że będę musiała przez jakiś czas nie wstawać. Nie wiem, czy pielęgniarka o tym słyszała, czy na odwrót zrobiła to celowo, ale ona przerwała mi znieczulenie. Poczułam niesamowity ból, wolałam pielęgniarek, ale dopiero pół godziny później ktoś w końcu podszedł do mnie. Pamiętam, kiedy się obudziłam, zapytałam: „On umarł?” Pielęgniarka powiedziała, że dziecko oddychało przez godzinę, a potem zmarło. Nie był sam, ktoś trzymał na rekach. Jedna z pielęgniarek powiedziała mi: „Może nie powinnam tego mówić, ale chcę, żebyś wiedziała, że urodziłaś bardzo piękne dziecko”. Jak musiałam zareagować? Podziękować? Nie wiem, czy chciała mi okazać jakieś współczucie, czy co, ale brzmiało to okropnie.

Życie po aborcji

Przez długi czas nie mogliśmy dojść do siebie, ale wiedzieliśmy, że nadal chcemy mieć jeszcze dzieci. Kilka miesięcy później, kiedy doszłam do siebie emocjonalnie, zaczęliśmy znowu próbować począć dziecko. Nam się udało, ale ciąża była bardzo trudna. Przez prawie całą ciążę byłam w szpitalu, bojąc się, że dojdzie do poronienia lub będę musiała dokonać aborcji. W 15 tygodniu badanie nie wykazało żadnych wad. Natomiast dwa tygodnie później lekarze odkryli, że komory mózgu są powiększone. Wszystko się powtórzyło. Postanowiliśmy ponownie dokonać aborcji. Opieka, jaką otrzymałem tym razem, bardzo różniła się od mojego poprzedniego doświadczenia. Lekarz wspierał mnie w decyzji, mówiąc, że nasze działania jak najbardziej mają sens.

Później zrobiliśmy kilka testów zgodności i okazało się, że przyczyną naszych problemów był gen recesywny. Istnieje jedna na cztery szanse, że wszystko może się powtórzyć. Przestraszyłam się, ale mój mąż jest optymistą, dla niego to zabrzmiało jak 75% szczęścia. Znowu zaszłam w ciążę, w 18 tygodniu zrobiliśmy skan. Zdjęcia bardzo się różniły od tych, co widzieliśmy wcześniej. Przyjrzeliśmy się im i zdaliśmy sobie sprawę, że mózg naszej dziewczynki rozwija się doskonale. Potem urodził się u nas jeszcze jeden absolutnie zdrowy syn. Nie żałuję wyboru, którego dokonaliśmy. Nie istnieje żadnych uniwersalnych rozwiązań w takich sytuacjach, ale jesteśmy pewni, że dokonaliśmy właściwego dla siebie wyboru.

Jennifer, 34 lata, mama

Kiedy jej pierwsze dziecko miało zaledwie cztery miesiące, Jennifer dowiedziała się, że znowu jest w ciąży. Decyzja o aborcji zapadła natychmiast – kobieta uznała, że w tak niestabilnej sytuacji finansowej jej rodziny to jedyny słuszny wybór.

Photo by Remy_Loz on Unsplash

Niespodziewane wieści

Moja córka miała zaledwie cztery miesiące, kiedy dowiedzieliśmy się, że spodziewamy się kolejnego dziecka, chociaż zrobiliśmy wszystko dobrze, jeśli chodzi o antykoncepcję. To była jedna z sytuacji w stylu „o cholera”. Umówiłam się na aborcję tego samego dnia. Wtedy nasza rodzina miała poważne trudności finansowe. Właśnie kupiliśmy dom, a mój mąż ma jeszcze dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. Jesteśmy przeciętną rodziną pod względem dochodów. Co miesiąc wpłacamy pieniądze na kartę kredytową. Oczywiście wiążemy koniec z końcem, ale nie dalibyśmy rade utrzymywać jeszcze jedno dziecko. Teraz oboje pracujemy i gdyby urodziło się nam jeszcze jedno dziecko, musiałbym rzucić pracę i nasze życie zamieniłoby się w ciągłą walkę. Nic nie powiedziałam mężowi o mojej decyzji. Wiedziałam, że będzie miał inne zdanie na ten temat.

Aborcja

Pojechałam do kliniki znajdującej się 15 minut od naszego domu. Sama tam pojechałam, powiedziałam rodzinie, że muszę iść do lekarza, bo w czasie pierwszej ciąży miałam jakieś problemy. Moja siostra została z córką. Miałam dwie wizyty: jedna w celu potwierdzenia mojej decyzji, druga w celu jej realizacji. Stało się to w sobotę rano. W poczekalni byłam zdecydowanie najstarsza wśród wszystkich. Byłam zszokowana, gdy zobaczyłam, jak wiele młodych dziewcząt czeka w kolejce ze swoimi rodzicami lub chłopakami. I tu ja – 34-letnia mężatka i matka. Ten pokój był oczywiście przepełniony emocjami, ale ja nic nie czułam. Myślałam tylko o tym, że moja córka czeka na mnie w domu i że robię to dla niej.

Przede wszystkim martwiłam się o to, że ta procedura potrwa dość długo, ale wszystko poszło szybko i sprawnie. Pielęgniarka była cudowna, rozmawiała ze mną o mojej córce. Lekarz wyjaśnił mi, co planuje zrobić i jak będę się wtedy czuła. Wcześniej przeczytałam wszystko, co mogłam o aborcji, I bardzo bałam się bólu. Natomiast ja ledwo poczułam cokolwiek. Może w porównaniu z naturalnym porodem, a tak urodziła się moja córka, ból po aborcji to nic? Po zabiegu zmierzono mi ciśnienie krwi, sprawdzono stan zdrowia i wysłano do domu. Cały proces trwał około godziny.

Życie po aborcji

Po powrocie do domu zjadłam obiad z siostrą, pobawiłam się z córką, spędziłam czas z mężem. Natomiast ja uświadomiłam, co zrobiłam, dopiero tydzień później. Nie potrafię dokładnie wyjaśnić, co się stało, ale pokłóciliśmy się z jednym ze starszych dzieci. Wydaje mi się, że on po prostu nie spodziewał się ode mnie takiej reakcji. Rozpłakałam się. Byłam w rozpaczy. Nie żałuję swojej decyzji. Może żałuję jej pospiesznego przyjęcia? Nie wiem. Codziennie myślę o tym dziecku, o tym, jak wszystko mogło się zmienić. Posadziłam w ogrodzie drzewo – płaczącą wiśnię – na pamiątkę o moim nienarodzonym dziecku. Aby zawsze pamiętać o nim. Jednocześnie czuję, że musiałam podjąć akurat taką decyzję.